Szczęść Boże! Nazywam się Grzegorz Warszawski i pochodzę ze Szczecina z parafii pod wezwaniem św. ap „Piotra i Pawła” w Podjuchach.
Jestem świetnym dowodem na to, że Bóg powołuje do głoszenia Dobrej Nowiny ludzi z różnych środowisk. Nie ważne, że jesteś zagorzałym kibicem drużyny piłkarskiej (Pogoń Szczecin), że lubisz inną muzykę, kulturę, film czy kino. Bóg powołuje najróżniejszych i dlatego najzwyklejszych ludzi. Ponieważ tacy są potrzebni!
Gdybym żył według kultury średniowiecza, to jakbym się odnalazł pośród dzisiejszej Polonii? Pośród dzisiejszej młodzieży, jakbym nawiązał z nimi kontakt, przyjaźń, czy zdobył ich zaufanie? Chociaż początki są ciężkie (serio), to brak rodziny, tęsknota za przyjaciółmi i doczesnymi rozrywkami (niedostępnymi tutaj) uczy i przygotowuje do posługi ludziom na wychodźstwie. Sam długi czas miałem opory przed wstąpieniem do nowicjatu.
Mam 21 lat, pracowałem, studiowałem dziennie na Uniwersytecie Szczecińskim. Miałem inne (swoje) plany na życie, w dostatku, a nie w ubóstwie. Jednak jak to mówił mój współbrat: „Przed tym się nie ucieknie!”, a nawet jeśli, to później się żałuje. Sam pełnej pewności nie mam, czy dobrze wybrałem, bo czy można być pewnym tak w stu procentach? Do końca nie będę pewny, czy to na pewno mam być ja, ale jeśli nie ja to kto?
Czuję, że życie zakonne, jakiego przykładem poczęstowali mnie kapłani mojej parafii, jest czymś, co będzie mi sprawiać radość! Zawsze w naszym życiu musi nadejść ta chwila, w której zadamy sobie jedno, zasadnicze pytanie: „Co naprawdę chcę w życiu robić?” Posługa ta to także wielkie brzemię. Często muszę postępować wbrew mojemu charakterowi, zmienić się i dążyć to rzeczy, jakich trudno każdemu młodemu chłopakowi wyrzec się w XXI wieku. Ale czy bez tego naprawdę nie da się żyć?
Grzesiek