Po dwunastu godzinach lotu, 9 września 2010 r., wylądowaliśmy wraz z Adriano na polskiej ziemi – kraju, z którego do Brazylii, pod koniec XIX wieku wyemigrowali moi pradziadkowie. Na oczątku trudno mi się było przestawić na inny czas – 5 godzin różnicy oraz nieco chłodniejszy klimat. U nas właśnie zaczynała się wiosna – w Polsce jesień.
Mam 26 lat i pochodzę z wielodzietnej rodziny. Zarówno mama jak i tata urodzili się w rodzinach polskich emigrantów. Wraz z moimi dwiema siostrami oraz czteroma braćmi zajmowaliśmy się naszym 40 ha gospodarstwem. Jako dziecko do 12 roku życia pracowałem po południu, a później, jak chodziłem do szkoły wieczorowej, to od rana. Mieliśmy zarówno pola uprawne jak i zwierzęta. Trzy lata temu zdałem maturę. Na studia nie było mnie stać, zresztą od dziecka chciałem zostać księdzem. Powołanie „zaszczepiła” we mnie moja mama, ale wiadomo, jak każdy młody człowiek, miałem problem, aby na nie odpowiedzieć. Gdy mama umarła, to głos powołania bardzo się wzmocnił. Ponieważ od dziecka jestem związany z Polską Misją Katolicką w Rio da Prata, to chciałem wstąpić do chrystusowców – do polskiego zakonu! Rodzice zawsze rozmawiali w domu po polsku, dlatego przyjechałem z dobrą podstawą językową.
Wraz z Adriano udało nam się w tym roku pozałatwiać wszystkie formalności i nasz wyjazd stał się faktem. Czas w Brazylii mijał szybko. Przede wszystkim na pracy. Oprócz niej zawsze miło spędzaliśmy czas z innymi kolegami, których u nas nie brak. Jazda motorem, gra w piłkę, nocne wypadu do lasu na polowania, pieczenie zwierzyny i wędkowanie. Życie w Brazylii może i jest ciężkie, ale za to piękne. Jak wyjeżdżaliśmy, to ludzie z naszej miejscowości dosłownie płakali za nami. Wróżyli nam karierę w polityce. Nie będę się chwalił, ale byłem poważnym kandydatem do naszej Rady Powiatu, sami ludzie prosili, abym o to stanowisko się ubiegał. Jednak jak to powiedział mój ks. Proboszcz, co innego jest mi pisane.
Polska jest piękna i po raz pierwszy mogłem tutaj zobaczyć, czym jest śnieg. U nas, aż tak zimno nie jest, choć oczywiście są chłody. Najbardziej zaskoczył mnie równinny krajobraz wokół Mórkowa oraz lasy, bo oczywiście są tutaj inne drzewa. Czasem zatęskni mi się właśnie za tymi dzikimi, brazylijskimi puszczami 😉
Fernardo