Dawid Bożek – Katowice

28 sierpnia 2012

         Jestem Dawid i mam 23 lata. Urodziłem się i wychowałem na Górnym Śląsku, w Katowicach. Gdy byłem mały, moja rodzina często zadawała mi pytanie, kim chcę zostać w przyszłości. Wtedy bez wahania odpowiadałem, że księdzem, co wprawiało w zdziwienie moich rodziców, ponieważ większość moich kolegów mówiło, że chciałoby być strażakami, lekarzami itp. Można by powiedzieć, że moje powołanie trwało od najmłodszych lat. Na początku były to niewinne zabawy w odprawianie Mszy świętej czy różnych nabożeństw. Kiedy patrzę z perspektywy czasu, wspominam to z uśmiechem. 😉

 

Po przyjęciu pierwszej Komunii świętej wstąpiłem do grona ministrantów w mojej parafii. Od tego czasu moja przygoda z Kościołem rozpoczęła się na dobre. W kościele spędzałem dużo czasu, szczególnie w święta, kiedy było dużo pracy. Pierwszy przychodziłem i jako ostatni wychodziłem. W tamtym czasie moi rodzice często denerwowali się, że zamiast pomagać w domu wiecznie siedzę w kościele. Ważnym przykładem był dla mnie mój ksiądz proboszcz Grzegorz Węglorz – to z nim rozmawiałem o swoim powołaniu. To on wszystkiego mnie nauczył: pracy i doskonalszej modlitwy… Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że był dla mnie drugim ojcem, przy którym wzrastałem duchowo.

 

Nie mogę tutaj zbytnio przekoloryzować tej historii… Nie wszystko było takie piękne. W moim życiu były różne okresy. Nawet te kiedy byłem bardzo daleko od Kościoła. Wówczas rzuciłem posługę przy ołtarzu i rozpocząłem nowy etap w swoim życiu – z dala od Pana Boga. Czy był to dobry okres? Na pewno obfity w różne doświadczenia. I pewnie każdy zadaje sobie pytanie, co się takiego stało, że znowu wróciłem na drogę do Chrystusa. Szczerze? Chyba sam nie wiem, co się stało. Mimo że byłem z daleka od Pana Boga, cały czas Jego głos był gdzieś głęboko we mnie i cichutko się odzywał. Ale ja to wszystko odstawiałem na bok. Myślę, że po śmierci mojej babci, która mi dała bardzo dużo miłości i nauczyła jak żyć, moje życie obróciło się o 180 stopni. Ona była dla mnie wielkim wzorem. I tak powoli rozpoczęła się oaza, z powrotem służba i tak głos Boga we mnie stawał się lepiej słyszalny. Bóg w moim życiu przychodził przez bardzo delikatne bodźce, a jednak głos ten był na tyle przekonujący, że nie mogłem mu się dłużej opierać. I tak oto wstąpiłem do Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. I co mogę już teraz powiedzieć? Że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 😉

 

Młody człowieku! Jeśli masz myśli by pójść za powołaniem kapłańskim czy zakonnym to nie zwlekaj, Bóg nigdy nie odstąpi od swego planu. On chce byś był szczęśliwy!!! Więc nie uciekaj w nieskończoność. Bądź mężczyzną i podejmij w końcu krok w Jego stronę. Poza tym, jak to ktoś powiedział: zamiatanie tych rzeczy wiecznie pod dywan grozi tym, że po jakimś czasie się to wszystko wysypie. 😉 Można oczywiście się odwrócić i układać sobie życie po swojemu, ale z własnego doświadczenia wiem, że to nie wychodzi. A jeśli myślisz, że nie jesteś tego godny albo nie zasługujesz na to, to wiedz że Bóg wybiera bardzo nieudolne narzędzia do swojej pracy. Ale Bóg – jeśli pójdziesz za głosem powołania – obdarzy Cię potrzebnymi łaskami. Nie lękaj się, wypłyń na głębię. Bóg sam wystarcza.

 

 

                                                                         


Archiwa