Wakacyjny szlak – dzień 8 – powrót

21 lipca 2013

Punkt pierwszy: stary klasztor cysterski w Henrykowie, jeden z bardziej znanych obiektów tego typu. Właściwie w większości już pocysterski, bo obecnie mieszka tu i posługuje tylko czterech zakonników i zajmują jedynie część obiektu, prowadząc także parafię. Cystersi zostali tutaj zaproszeni w XIII w. i aż do roku 1810, czyli do sekularyzacji majątków kościelnych przez państwo pruskie, zakon kontynuował swoją działalność, której ważną częścią było szerzenie kultury agrarnej wśród okolicznej ludności (w dawnych wiekach mnisi mieli tutaj 40 tys. ha własnych pól ! ). W wieku XIX i aż do II wojny światowej klasztor był w posiadaniu pruskich rodzin książęcych – dlatego dzisiaj duża część klasztornych zabudowań przypomina zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, bardziej pałac niż klasyczny klasztor. Do Henrykowa cystersi, już jednak w znacznie mniejszej liczbie, wrócili po II wojnie światowej. Obecnie w kompleksie mieszkają i uczą się także klerycy pierwszego roku wrocławskiego seminarium oraz uczniowie męskiego katolickiego liceum im. bł. Edmunda Bojanowskiego.
Zwiedzając henrykowskie opactwo, mieliśmy m.in. sposobność zasiąść w starych, dębowych, XVI-wiecznych stallach mieszczących się w prezbiterium tamtejszego kościoła.
Punkt drugi: Świdnica. W mieście tym, siedzibie diecezji, odwiedziliśmy kilka miejsc. Najpierw zaszliśmy pod tzw. Kościół Pokoju, czyli świątynię ewangelicką opisywaną jako „największy drewniany kościół w Europie”. Budynek kolosalny co prawda nie był, ale robił wrażenie stylem, w jakim został zbudowany – na pewno się wyróżniał i zdecydowanie mógł się podobać. Trochę pewnie szkoda, że to nie świątynia katolicka, ale…
Kolejna świątynia, jaką odwiedziliśmy w tym mieście, była już zdecydowanie katolicka – była to bowiem katedra, czyli niejako główna świątynia świdnickiej diecezji. Dobrze jej nie obejrzeliśmy, bo dostęp był zamknięty kratą, ale za to mogliśmy przez chwilę posłuchać muzyki organowej, bowiem w mieście odbywa się obecnie Festiwal Bachowski (widocznie któryś z muzyków zrobił sobie próbę).
Po opuszczeniu katedry zaszliśmy jeszcze na miejski rynek, a później – ku naszej uciesze – przejechaliśmy jeszcze pod pizzerię „La Toscana”, w której każdy z nas mógł pokrzepić się dużą pizzą (pora była bowiem obiadowa).
Punkt trzeci: pocysterskie, liczące ponad 760 lat, opactwo w Krzeszowie. Cóż, trzeba przyznać, że Dolny Śląsk obfituje w zabytki pozostałe po cystersach, ale odbywa się to ze zdecydowaną pielgrzymkową i turystyczną korzyścią dla regionu.
Jedno jest pewne – opłaciło się zajechać do Krzeszowa. Kiedy weszliśmy do tamtejszej bazyliki, widok był wręcz olśniewający. Naszym oczom ukazała się… Perła Europejskiego Baroku, bo takim mianem określana jest ta świątynia. I nic dziwnego, bo widok fasady, a jeszcze bardziej wnętrza tego kościoła, robi naprawdę duże wrażenie. Świątynia zbudowana została w 1 poł. XVIII w., w stylu czysto barokowym. Nie żałowano tutaj środków i nakładu pracy, co widać na każdym kroku. Piękna całość, piękne freski, piękne rzeźby, piękne ołtarze, a także organy… Pisząc o tej świątyni, trudno posługiwać się innym słowem, niż „piękne” i jego odmianami.
W tylnej części świątyni znajdują się „najlepiej zachowane barokowe organy w Polsce”, jak mogliśmy usłyszeć z nagrania audio (każdy z nas miał na uszach słuchawki, z których płynęły informacje na temat oglądanych obiektów). Z kolei w ołtarzu głównym, który sam w sobie jest arcydziełem, znajduje się „największy skarb” tej świątyni, czyli ikona Matki Bożej Łaskawej – patronki miejsca. Ikona ta została namalowana w XIII w. i jest najstarszą ikoną Matki Bożej w Europie Środkowej (oraz piątą spośród najstarszych w całej Europie).
W odczuciu kronikarza nowicjatu, świątynia ta jest jedną z najpiękniejszych, jeśli nie najpiękniejszą, jakie w życiu widział. W tej chwili procedowana jest sprawa wpisania krzeszowskiej świątyni na listę zabytków Światowego Dziedzictwa UNESCO. Wszystkim bardzo gorąco polecamy odwiedzenie tego miejsca!
Po dłuższym zwiedzaniu krzeszowskich budowli sakralnych wracamy do Mórkowa, aby tam – już w bardziej zwyczajnym trybie – kontynuować nasz nowicjat. Do ślubów dwa miesiące z okładem. Dzięki wakacyjnym dniom odnowiliśmy nieco siły na tę ostatnią prostą pierwszego etapu naszej zakonnej formacji.


Archiwa