20 stycznia 2013 – nowicjacki survival czyli gra terenowa przez pola i lasy

20 stycznia 2013

Tego dnia mieliśmy zmieniony plan: rano tylko rozmyślanie nad Ewangelią, po nim śniadanie, o 9.00 Msza. W tych okolicznościach Przełożeni zaordynowali nam dłuższą przechadzkę. Plan ten został ogłoszony w sobotę wieczorem – w tym momencie stało się jasne dla grupy kilku nowicjuszy, że czeka ich pracowity wieczór. Dłuższa przechadzka miała być bowiem okazją do zorganizowania gry terenowej czy też podchodów, które ostatnio chodziły niektórym po głowie.

Zaczęło się ok. 11.00. Nowicjusze zebrali się przed domem i podzielili na dwie grupy. Jeszcze na terenie nowicjatu czekało ich kilka punktów do odwiedzenia. Najpierw mieli ruszyć do części domu zwanej Emaus – tam mieli się dowiedzieć, co się w ogóle stało i co ich czeka w najbliższych godzinach. Otóż okazało się, że… uprowadzony przez ukraińską mafię został Pan Deska, czyli popularna w ostatnim czasie w nowicjacie fikcyjna osoba, namalowana przez zmyślnych nowicjuszy – jakże by inaczej – na desce. 😉 Zresztą, niektórzy Rodzice mieli sposobność spotkać Pana Deskę podczas ostatniego zjazdu. 😉

Jak już napisaliśmy, Pan Deska został porwany z Emaus. W tej sytuacji zadaniem nowicjuszy stało się odnalezienie go i sprowadzenie z powrotem do domu nowicjatu. Dodatkowo grze towarzyszył element rywalizacji, wynikający z podziału na grupy – oczywiście zwyciężyć miała ta, która pierwsza odnajdzie Pana Deskę.

Po opuszczeniu terenu nowicjatu obie grupy czekały ok. 6-kilometrowe trasy, które trzeba było pokonać idąc lasami, polami, zamrożonymi (jak się okazało, średnio zamrożonymi 😉 bagnami, wąwozami, zboczami wzgórz i tym podobnymi elementami terenu, których szczęśliwie nie brakuje w okolicy Mórkowa. Oczywiście, żeby było ciekawiej, drogi dla obydwu grup różniły się – organizatorzy zabawy częściowo ustanowili dla nich różne punkty kontrolne, w których czekały na uczestników kolejne wskazówki. Punktami tymi były drewniane ambonki myśliwskie czy resztki grobli nad strumieniami – wyróżniające się elementy krajobrazu.

Wykonania zadania nie było bynajmniej łatwe. Nowicjuszy czekała po drodze polna rzeczka, którą trzeba było sforsować. Wszystkim się to udało, ale nie wszystkim w ten sam sposób. Byli tacy, którzy przeszli suchą nogą, ale byli też tacy, którzy pośród mokradeł i kanałów lądowali w błotnej wodzie nawet po pas. 😉 Ale nie przejmujcie się, Drodzy Czytelnicy – wszystkie punkty były już wielokrotnie wcześniej badane przez organizatorów, więc realnego niebezpieczeństwa nie było, natomiast… śmiechu było sporo – szczególnie w grupie, która zmylona została przez samozwańczego Strażnika Rzeki (miała potem szczególnie ciekawe przejście przez rzeczkę i dochodzące do niej rowy melioracyjne).

Jeśli chodzi o różne atrakcje, to jednym z punktów kontrolnych wiodących do celu był – będący w całkiem niezłym stanie – rower marki Ukraina, który nowicjusze tydzień wcześniej niespodziewanie znaleźli w lesie. Na pewno był tam już od dłuższego czasu, bo zdążył nawet przerosnąć trawą, ale za to nie brakowało w nim żadnych potrzebnych do jazdy elementów.

Grę terenową zwyciężyła grupa kierowana przez Tomasza Dyllę w składzie: Tomasz, Krystian Zarosa, Dawid Bożek, Wojtek Nowak oraz porzuceni na skraju rzeki: Maks Ślusarczyk i Ksiądz Socjusz. Być może było to o tyle prostsze, że nasi Bracia – Tomasz i Krysian – są w domu nowicjatu już drugi rok (ze względu na wcześniejszy aspirandat, jaki przechodzą w zgromadzeniu kandydaci na braci) i mieli okazję dobrze poznać mórkowskie okolice.

Na miejscu, wśród drzew, na gorąco dzieliliśmy się wrażeniami z podchodów i zajadaliśmy przyniesione kanapki i słodycze. Potem niektórzy ruszyli w drogę powrotną do domu (pamiętajmy, że niektórzy byli nieźle przemoczeni, więc pewnie marzyli o domowym cieple), a reszta ruszyła w dalsze marsze po leśnych drogach. – Po tym, jak wylądowaliśmy po pas w wodzie o bagnistym podłożu, żadne kolejne głębiny rzeki nie były już dla nas przeszkodą, nawet mimo zimowych temperatur – powiedział Daniel Morawiec, jeden z trzech nowicjuszy, którym dane było niedobrowolnie sprawdzić głębokość strumyków (dwaj pozostali to Michał Armatys i Martin Weinstok). Inni skąpali się w sposób mniej spektakularny – najwyżej po kolana. 😉 Całość gry zamknęła się w czasie mniej więcej dwóch godzin.

Całą zabawę zorganizowała nieformalna „grupa leśna” w składzie: Karol Baj, Adam Ołtusek, Marcin Bronisz, Przemek Przybylski, Michał Armatys i Karol Skrzypkowski. Dlaczego „leśna”? Ano dlatego, że osoby te tradycyjnie, co tydzień, chodzą na świąteczne spacery właśnie do szeroko pojętego lasu, aby zwiedzać jego ścieżki, pokonywać mokradła, odkrywać nowe miejsca etc. etc.

Na wypadek gdyby tych wrażeń było mało, po powrocie na teren nowicjatu zebraliśmy się na zamarzniętym stawie przy domu. Tam graliśmy w nowatorską dyscyplinę sportu, czyli w piłkę nożną na lodzie. Było trochę wywrotek, ale ogólnie nowicjuszom szło całkiem dobrze i padło nawet całkiem sporo bramek. Tu też od razu chcemy uspokoić – lód jest naprawdę gruby i bezpieczny, a staw płytki.

Po zabawach z piłką nadszedł czas odpoczynku i przygotowywania się do wieczornych modlitw. Do 17.00, jak gdyby nigdy nic, ubraliśmy garnitury i wróciliśmy do normalnego nowicjackiego trybu. Myślimy, że tydzień rozpoczął się dobrze. Nowicjusze są zadowoleni z gry, nawet mimo różnych przygód, a może właśnie dzięki nim.

 

zdjęcia w fotgaleria …


Archiwa